(Malowanie miast na czerwono)
Raz na jakiś
czas budzi się we mnie splot nieokiełznanych uczuć, który powoduje, że
zamieniam się w kogoś, kim normalnie nie jestem. Potrafię wytrzymać w butach na
obcasach przez całą noc, choć normalnie obawiam się o powstanie bolesnych otarć
na piętach, przez które nie będę mogła chodzić. Rzucam się w wir spoconych i
głośnych ludzi, mimo że na co dzień nie potrafię wytrzymać pięciu minut w
zatłoczonym autobusie. Zagaduję do barmanów, do nieznanych mi ludzi, piję
z nimi rozwodnione drinki i śmieję się piskliwie, choć na trzeźwo boję
poprosić przechodnia o zapalniczkę. Kiedy wracam z imprezy, o drugiej,
trzeciej albo wpół do szóstej, obiecuję sobie, że to ostatni raz. W tym roku
ostatnich razy miałam co najmniej dziesięć i zazwyczaj były okupowane porannym
suszeniem w gardle, zaczerwienionymi oczami i łupiącym bólem głowy. Za każdym
razem splot uczuć, które nie potrafią się ze mnie wydostać za dnia, po jakimś
czasie przebija się przez suchą glebę i ponownie zaczyna kiełkować, ponownie
wypuszcza wątłe listki i zmusza mnie, bym je pielęgnowała. Przekonuje mnie, że
wolę noce od dni, bo noce pozwalają na wszystko, na rozdmuchane łamanie się na
pół, na wypalenie całej paczki papierosów w ciągu czterech godzin, na kłócenie
się z taksówkarzami i płakanie w toalecie, bo ktoś zapomniał spuścić po
sobie wodę. Nie potrafię pojąć, jak to się dzieje, że tak nietrwale kiełkujące
sploty z łatwością przejmują nade mną kontrolę.
Więc wychodzę, zawsze wychodzę, wychodzimy wszyscy, my, niedoszli dekadenci, setki Werterów, Romeów i Julii. Wychodzimy, żeby zabić w sobie wszystkie potwory, żeby zaspokoić wielki i nienasycony głód do drugiego człowieka, bo tak trudno jest budować nam relacje w świetle dnia. Wypijamy oceany piwa i wódki, żeby skutecznie zatopić wszystko, co w nas jeszcze ludzkie. Od zachodu do wschodu słońca przeżywamy miliony załamań i sercowych uniesień, bo wierzymy, że każda kolejna noc będzie dla nas przełomowa. Hodujemy w sobie wszystkie nierealne wizje, które istnieją tylko w przelocie, w ciągu tych kilku sekund przerwy między jedną piosenką a drugą, i pielęgnujemy palące nas pragnienia. Wszystkie porażki zdają się być odległe o miliony lat świetlnych, bo oto my, dzikie i samotne jednostki, walczymy o kontrolę nad całym światem.
Każdej nocy
stanowimy prawdziwą dżunglę rozedrganych serc.
Komentarze
Prześlij komentarz