Ekosystem/Ecosystem

[English below]

I Ty jesteś ekosystemem.


17 września ubiegłego roku napisałam o zgubionej ręce. Utratę kończyny wyobrażałam sobie w bardzo uproszczony sposób - zupełnie, jakbym wyjęła podejrzane ramię z rękawa i ukryła je głęboko pod fałdami najgrubszego swetra. Być może już wtedy zabrakło mi dramatyzmu, choć nie sądzę, że sikająca na wszystkie strony krew z oderwanej kończyny mogłaby zmienić bieg późniejszych wydarzeń. Poza tym, jestem pewna, że każdemu przydarzają się znacznie dziwniejsze historie.


We wrześniowym skrawku napisałam też, że krótko po utraconej ręce trudno rozpoznać własne odbicie. Myśl ta powracała do mnie za każdym razem, kiedy spoglądałam w lustro i nie byłam pewna, kim dla siebie jestem. Myśl ta obijała się o wszystkie sklepowe witryny i okna. Myśl ta kołowała nad moją głową w ciągu dnia i w ciągu nocy, skrzecząc, dziobiąc, srając mi na głowę. 
Mogę szczęśliwie powiedzieć, że wciąż mam przy sobie dwie ręce. Gorzej jest stracić to, czego nie widać, a bez czego żyć trudno. Jesienią straciłam homeostazę.


Jak każde topnienie lodowców, zazwyczaj zaczyna się niewinnie - na początku nie martwi cię wcale kapanie wody z sufitu, bo to pewnie sąsiad znowu zalał łazienkę. Dopiero, gdy stąpając po lodowej pokrywie powodujesz pierwsze pęknięcie, zauważasz, że coś jest nie tak. A ja nie miałam pojęcia, jak utrzymać się na powierzchni, nie wiedziałam, jak pływać wśród kruszącej się kry. Bo jak pływać, kiedy wszystko jest nie tak, kiedy moja własna wewnętrzna natura postanawia mnie podtopić, kiedy ekosystem szwankuje, kiedy wszystkie owoce gniją. Scalanie lodowców i sadzenie na nich plonów jest bardzo, bardzo trudne. 


Ale nie jest niemożliwe.


Za każdym razem, kiedy nie potrafisz siebie rozpoznać, za każdym razem, kiedy chcesz zniknąć, za każdym razem, kiedy Ciebie, dwudziestolatka, dopada kryzys wieku średniego, za każdym razem, kiedy krzyczysz, kiedy cierpisz, kiedy rwiesz włosy z głowy i mówisz swojemu terapeucie że teraz to już naprawdę - za każdym razem nie jesteś sam. Tego się nauczyłam. Wszystkich łączy nas samotność.


A skoro i Ty, drogi człowieku, skoro i Ty i ja jesteśmy własnym ekosystemem w skali mikro, to w każdym następnym dniu jest nadzieja. Ekosystem ma to do siebie, że - oprócz obumierania - potrafi się odradzać. 


Dzisiaj obudziłam się w marcu, z gorąca. Słońce padało krzywym cieniem na moją twarz, która poczerwieniała od nabiegłej do niej krwi. Poprzedniego dnia wyrzuciłam do śmieci uschnięte żonkile i posprzątałam pokój. Obcięłam paznokieć złamany od szorowania łazienki, paznokieć, który odrośnie i który znowu będę musiała obciąć. Przypomniał mi, że znowu mogę kwitnąć, kiełkować, szumieć i wzrastać. Jutro pójdę na zakupy, a wiosenny wiatr znowu zwieje mi czapkę z głowy.


To jest mój okrzyk z wysokich gór. Tak, do ciebie mówię. Że czasami takie rzeczy nam się przydarzają.




You are an ecosystem.


Last year - September 17th - I wrote a piece about my arm that had gone missing. In my imagination the whole process of losing a limb was quite simple - it was almost as if I had taken the infected, poisonous arm out of my sleeve and hidden in deep down in the crinkles of my grey sweater. Maybe at this exact moment I had already stopped being dramatic enough - but I don’t think that cutting off an actual limb could have made the following events any different.  Besides, I’m pretty sure that there are many more stranger stories to tell.


In my September bit I also wrote that it’s much harder to recognize your limbless reflection in the bathroom mirror. It was this very thought that kept coming back to me every time I wasn’t sure who I was. It was this very thought that was bouncing off every shop window behind the corner of my flat. It was this very thought that was circling above my head night and day, squawking, pecking, shitting on my head.
I can happily say that I still have both arms. But it is much worse to lose something that you can’t see yet you can’t live without. Last autumn I lost my homeostasis.


As any other glacier melting, it usually starts harmlessly - at first you aren’t worried about the water dripping from the ceiling; it must be the neighbor who has flooded his bathroom for the second time this month. It is not obvious at all until, when stepping on the ice cover, you cause the first crack. 
I had no idea how to float on the surface, I didn’t know how to swim surrounded by all shades of the crumbling ice floe. Because how can you swim when all is wrong, when your own inner nature decides to drown you, when the ecosystem doesn’t work anymore, when all your fruit starts rotting. Putting the glaciers back together, making them fruitful again - all this is more than difficult.


But it is not impossible.


Every time when you don’t recognize yourself, every time when you want to disappear, every time when it’s you, the twenty-year-old, struggling with the mid-life crisis, every time when you scream, when you suffer, when you tear your hair out and tell your therapist that this time for real - every time you’re not alone. This is what I’ve learned. It is the loneliness that connects us all.


And if you, the human sitting next to me, if both you and I are our own ecosystems in the microscale, then there is hope in every following day. That is the very strange thing about the ecosystem after all - it dies dozens of times, but it also reborns.


Today I woke up in March. The sun was shining down on my face which became red from all the blood being pumped to my cheeks. Yesterday I threw out the withered daffodils and cleaned my room. I cut my nail broken from scrubbing the bathroom; my nail that will grow back and that I will cut repeatedly. It reminded me that I can blossom, I can rustle, I can grow again. Tomorrow I will go shopping and the spring wind will blow my hat off my head.


This is me calling out from the high mountains. Yes, I’m talking to you. Things like that can happen.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Moja odwaga, moja historia" - Vogue Polska

Wszystko/Everything